w końcu udało mi się wrócić do regularnego publikowania postów z miesięcznymi zużyciami, więc zapraszam na czerwcowe denko! :)
pielęgnacja twarzy & makijaż
your natural side, hydrolat champaka, 100 ml (~20 zł)
YNS to zdecydowanie moja ulubiona marka jeśli chodzi o hydrolaty. champaka jest stosunkowo nową wodą kwiatową w ich ofercie (pojawiła się razem z eukaliptusową oraz trawą cytrynową), która ciągle się powiększa - ostatnio do rodziny YNS dołączyły hydrolaty z zielonej herbaty i ylang ylang. hydrolat z magnolii champaki jest dedykowany skórze delikatnej, wrażliwej, która potrzebuje ukojenia i wyciszenia podrażnień. jest to bardzo delikatny hydrolat i pięknym, kwiatowym zapachu, który uspokaja i poprawia nastrój. używanie tej wody było czystą przyjemnością i champaka wysunęła się u mnie na prowadzenie w rankingu wód kwiatowych. opakowaniu nie mam nic do zarzucenia - jest szklane, z porządnym atomizerem. jeśli planujecie rozpocząć przygodę z hydrolatami to szczerze polecam YNS - na pewno znajdziecie coś dla siebie! :)
INCI: Michelia Champaca Flower water
Miodowa Mydlarnia, maseczka miód i kurkuma, 25 g (~18 zł)
maseczkę kupiłam na Ekocudach - przyciągnęła mnie szklanym opakowaniem oraz prostym składem. jest w formie proszku, więc trzeba ją wymieszać z wodą - i niestety tutaj zaczynają się problemy: bardzo łatwo przesadzić z ilością wody, a gdy tak się stanie, możemy niemal w nieskończoność dodawać więcej proszku, a konsystencja i tak nie zgęstnieje. u mnie ten problem był za każdym razem, więc maseczka wystarczyła mi tylko na 3 razy (dostałam w spadku od przyjaciółki jeszcze jedno opakowanie i przy nim mam zamiar bardziej uważać z wodą). maseczka pachnie mlecznie, pudrowo, jest to przyjemny zapach. miałam mały problem z jej zmyciem, ale daje całkiem przyjemny efekt: skóra jest po niej bardzo miękka i odżywiona. nie ma tu efektu "wow", ale warto ją wypróbować, zwłaszcza dlatego, że rzadko producenci decydują się na umieszczanie masek w szkle.
INCI: mleko w proszku, mączka owsiana, pyłek pszczeli, miód w proszku, kurkuma, cynamon
Clochee, detoksykująca maska z białą glinką, 2 x 6 ml (~17 zł)
kolejna maseczka, tym razem gotowa, w saszetce. ma kremową konsystencję, o wiele lepszą, niż wersja z glinką ghassoul tej marki, miała też lepsze działanie - delikatnie oczyszczała i rozjaśniała cerę. niestety nie zauważyłam zbyt dużych efektów, o wiele bardziej byłam zadowolona z maseczki z białą glinką z Vianka, która jest dużo tańsza (chociaż ma o wiele gorszą konsystencję). uwaga: w składzie jest etanol.
INCI: Aqua, Kaolin, Myristyl Myristate, Caprylic/Capric Triglyceride, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glyceryl Stearate Citrate, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Ribes Nigrum Bud Extract, Melissa Officinalis Extract, Alcohol, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Phytic Acid, Sodium Citrate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Xanthan Gum, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Parfum, Lilial, Hexyl cinnamal, Hydroxycitronellal, Linalool
Bee Natural, balsam do ust, granat, 4,2 g (~12 zł)
pomadki Bee Natural są dostępne stacjonarnie w Rossmannie, ja kupiłam kilka sztuk za pół ceny. według mnie są to najlepsze drogeryjne pomadki z naturalnym składem! są w formie wykręcanego sztyftu i występują w trzech wersjach zapachowych (granat, mango, wanilia). wersja z granatem nie pachnie zbyt mocno (mango ma intensywniejszy owocowy zapach), jest raczej delikatny; wrażliwe nosy powinny być zadowolone. dobrze natłuszcza i wygładza usta oraz zostawia delikatną ochronną warstwę. pomadki Bee Natural nie są tak miękkie jak pomadki z Vianka - są nieco twardsze.
INCI: Cera Alba, Cocos Nucifera Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Aroma, Lanolin, Tocopherol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Punica Granatum Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, Cinnamal, Limonene, Linalool
Couleur Caramel, krem korygujący nr 12, 3,5 g (~50 zł)
spośród wszystkich naturalnych korektorów, których do tej pory używałam, to właśnie ten z CC ma najmocniejsze krycie. dobrze ukrywa zaczerwienienia i niedoskonałości, a jednocześnie nie jest ciężki. według mnie jego konsystencja przypomina lekko twarde masło; jest stała. najwygodniej nakładało mi się go gąbeczką, ale nakładanie palcami też nie było złe. korektor był bardzo wydajny i wystarczył mi na kilka miesięcy. nadaje się pod oczy, ale lepiej z nim nie przesadzać w tej okolicy. CC ma dość szeroką gamę kolorystyczną, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie. nr 12 ma różowe tony i był dla mnie odrobinę za ciemny, więc w przyszłości planuję kupić jaśniejszą wersję. urzekło mnie opakowanie, które w większości jest papierowe :) cena wydaje się dość wysoka, ale bardzo często można kupić produkty Couleur Caramel w Kontigo w promocji -20-30%.
INCI: Squalane, Olive Oil Decyl Esters, Silica, Copernicia Cerifera (Carnauba) Cera, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Squalene, Adansonia Digitata (Baobab) Seed Oil, Tocopherol, Parfum (Fragrance), Linalool [+/– May Contain: Ci 77891 (Titanium Dioxide), Ci 77491 (Red Iron Oxide), Ci 77492 (Yellow Iron Oxide), Ci 77499 (Black Ironoxide), Ci 77288 (Chromium Oxide Green)]
linki do kosmetyków, które były opisanie w poprzednich denkach:
pielęgnacja ciała
Bielenda, Botanic Spa Rituals, mleczko do ciała len + rozmaryn, 400 ml (~28 zł)
na wstępie muszę powiedzieć, że niestety to mleczko nie jest już dostępne - Bielenda wycofała część produktów z linii Botanic Spa Rituals i zastąpiła je nowymi wersjami zapachowymi, obecnie są to: konopie i figa oraz aloes i opuncja figowa (niestety w mleczku konopie i figa w składzie znajdziemy Disodium EDTA). według mnie "stare" mleczka prezentowały się ciekawiej składowo. len z rozmarynem był za to bardzo przyjemnym mleczkiem, miał idealną konsystencję: lekką, ale nie lejącą, dobrze wchłanialną, nie lepiło się do ubrań i nie mazało. w działaniu było przyzwoite, na poziomie odżywczego balsamu z Vianka. na plus jest pojemność - aż 400 ml, chociaż przy dłuższym stosowaniu może się znudzić. zapach ma przyjemny, dość delikatny, więc na szczęście nie męczy zużywanie tak dużej butli. szkoda, że mleczko nie jest już dostępne bo chętnie sięgnęłabym po nie ponownie, zwłaszcza w czasie promocji (kupiłam je za około pół ceny w Rossmannie).
INCI: Aqua, Sorbitol, Persea Gratissima Oil, Butyrosperum Parkii Butter, Tripelargonin, Glycerin, Ethylexyl Stearate, Sorbitol Stearate, Orbignya Oleifera Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Tocopheryl Acetate, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Linum Usitatissium Seed Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Sorbitan Laurate, Polyglyceryl-4 Laurate, Dilauryl Citrate, Sorbityl Laurate, Xantan Gum, Lactic Acid, Sodium Dehydroacetate, Benzyl Alcohol, Mentha Arvensis Leaf Oil, Citrus Limon Peel Oil, Cupressus Sempervirens Leaf/Nut/Steam Oil, Lavandula Hybrida Oil, Cistus Ladaniferus Oil, Parfum, Citral, Limonene, Linalool
Sylveco, nawilżający balsam na rozstępy, 350 ml (~38 zł)
o tym balsamie czytałam bardzo dużo pozytywnych opinii, więc w końcu postanowiłam go wypróbować. zużyłam już dwie butelki wersji kojącej, którą uwielbiam, więc oczekiwałam czegoś na tym samym poziomie. jeśli chodzi o działanie, to spełnił moje oczekiwania - naprawdę świetnie nawilżał i regenerował skórę, jest to balsam, który naprawdę działa. w składzie znajdziemy oleje z pestek winogron i wiesiołka, masło kakaowe, mocznik, glicerynę, ekstrakt z lukrecji, pantenol i betulinę, a więc jest tutaj konkretnie regenerująco, łagodząco i nawilżająco. przekłada się to również na formę balsamu - jest tłusty, łatwo się rozprowadza, ale długo wchłania. w składzie brak jakiejkolwiek substancji zapachowej i przyznam szczerze: zapach tego balsamu w ogóle mi się nie podobał, brzydko mówiąc - trochę śmierdział, a zapach utrzymywał się na skórze. mimo świetnego działania raczej już do niego nie wrócę, a zamiast tego kupię mój ukochany balsam kojący, który działa równie dobrze, a do tego ładnie pachnie.
INCI: Aqua, Vitis Vinifera Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Oenothera Biennis Seed Oil, Theobroma Cacao Seed Butter, Urea, Glycerin, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Glyceryl Stearate, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Cetearyl Acohol, Benzyl Alcohol, Stearic Acid, Xanthan Gum, Betulin, Dehydroacetic Acid
Yope, krem do rąk imbir i drzewo sandałowe, 100 ml (~30 zł)
ta wersja zapachowa chyba najmniej przypadła mi do gustu, pachnie dość intensywnie. nie widzę żadnego działania pomiędzy różnymi wersjami kremów: wszystkie są dość lekkie i delikatnie nawilżają i zmiękczają skórę, ale bez szału - jeśli macie bardzo suchą skórę dłoni to ten krem to będzie zdecydowanie za mało. tubka jest aluminiowa, ale zakrętka to koszmar i z tego co wiem to dużo osób na nią narzeka. i nie bez powodu, ponieważ zakręcanie jej jest niewygodne i lubi wypadać. tubka, którą zużyłam ma jeszcze stary skład, z fenoksyetanolem. kontaktowałam się z Yope i dostałam informację, że wszystkie nowe partie kremów do rąk (wszystkie rodzaje) są już ze zmienionym składem i innym układem konserwującym.
INCI: Aqua, Olea Europaea Fruit Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Glycerin, Cetearyl Glucoside, Sorbitan Olivate, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Glyceryl Stearate, Isononyl Isononanoate, Cetearyl Alcohol, Phenoxyethanol, Tocopheryl Acetate, Argania Spinosa Kernel Oil, Zingiber Officinale Root Extract, Santalum Album (Sandalwood) Extract, Parfum, Xanthan Gum, Lactic Acid, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citral, Eugenol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool
nowy skład:
INCI: Aqua, Olea Europaea Fruit Oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Glycerin, Cetearyl Glucoside, Sorbitan Olivate, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Glyceryl Stearate, Isononyl Isononanoate, Cetearyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Argania Spinosa Kernel Oil, Zingiber Officinale Root Extract, Santalum Album (Sandalwood) Extract, Parfum, Xanthan Gum, Lactic Acid, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Citral, Eugenol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool
ecodenta, pasta do zębów miętowo-szałwiowa brilliant whitening, 100 ml (~15 zł)
bardzo lubiłam, te pastę za jej delikatność. nie powodowała u mnie żadnego podrażnienia ani szczypania, które zawsze odczuwałam, gdy używałam drogeryjnych past. ma delikatny, miętowy smak i dobrze myje zęby, ale jeśli oczekujecie większego odświeżenia oddechu to polecam użyć jeszcze dodatkowo płynu do płukania jamy ustnej. nie zauważyłam wybielenia zębów, ale możliwe, że przy zużyciu kilku tubek pod rząd różnica by była widoczna. pasta ma krótki, ładny skład i zawiera fluor. bardzo chętnie do niej wrócę!
INCI: Glycerin, Aqua, Hydrated Silica, Sodium Cocoyl Glutamate, Calcium Hydroxyapatite, Cellulose gum, Salvia Officinalis Extract, Mentha Arvensis (Mint) Oil, Aroma, Sodium Fluoride (1448ppm), Sodium Saccharin
Sylveco, wygładzający peeling go twarzy, 75 ml (~24 zł)
peeling do twarzy, więc dlaczego umieściłam go w kategorii do ciała? odpowiedź jest prosta: kompletnie nie sprawdził mi się do twarzy. jest to peeling bardzo tłusty, trudno zmywający się, a do tego mechaniczny, których po prostu przestałam używać już po tym, gdy kupiłam ten peeling kiedyś na promocji w Kontigo. zużyłam go więc do rąk, ale w tej roli też spisał się kiepsko, nie robił praktycznie nic i bardzo przeszkadzała mi jego tłustość.
INCI: Elaeis Guineensis Oil, Alumina, Cera Alba, Lauryl Glucoside, Zea Mays Starch, Helianthus Annus Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Litsea Cubeba Fruit Oil
linki do kosmetyków, które były opisane w poprzednich denkach:
- szampon Batiste
i to już wszystko! nie jest to duże denko i nie ma w nim zbyt dużo produktów, które mnie zachwyciły, przeważają te przeciętne do których nie wrócę. znacie te kosmetyki? używałyście ich? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz